Sobotę spędziliśmy na 5. edycji TEDx Victoria i wciąż jesteśmy pod wrażeniem tego wydarzenia! Piękne wnętrze McPherson Playhouse, świetne nagłośnienie i realizacja, zarażający energią prowadzący, no i wreszcie ciekawe prezentacje, fajne występy artystyczne i wystawy towarzyszące! Ogólne wrażenie – super!
Jesienne inspiracje
Wiele osób narzeka na jesień, bo ciemno, zimno, bo daleko do lata. W jesieni jest jednak jedna dobra rzecz: po szalonym lecie, wreszcie jest więcej czasu na książkę, dobry film, naukę i poszukiwanie nowych inspiracji (ja lubię do tego herbatę imbirową z miodem i cytryną lub kakao). Ale dziś nie będzie o naszych nowych inspiracjach, a wręcz przeciwnie: będą stare, ale jare. Przed wyjazdem do Kanady mieliśmy ich sporo, a dziś wrócimy do dwóch ulubionych. I wcale nie trzeba nigdzie się wybierać, aby znaleźć w nich coś dla siebie.
„The Questions We Ask”
Za wiele rzeczy można lubić ten filmik: za paddle board, cowboy coffee, definicję przygody albo myśl o zrobieniu jednej rzeczy inaczej niż wcześniej. Nie chcąc odbierać przyjemności oglądania, nie mówię już nic więcej.
„All The Way”
„If you are going to try, go all the way”. Nic dodać, nic ująć.
A już w sobotę po nowe inspiracje wybieramy się na TedX Victoria. Nie możemy się doczekać i postaramy podzielić się wrażeniami.
Październik w Victorii
Październik przyniósł nam odrobinę stabilności. Zdążyliśmy zadomowić się w nowym mieszkaniu, poznaliśmy sąsiadów, wiemy, gdzie zrobić zakupy i pranie. Jednak wciąż odkrywamy nowe ciekawostki w okolicy i znajdujemy jakieś niespodzianki. Na przykład to, w naszym ogródku:
Albo to… Niektórzy, jak widać, do budowy i dekoracji swoich domów podchodzą kreatywnie:
W październiku był też pierwszy dzień, kiedy mocno zatęskniliśmy za Polską. Dokładnie 3 października, w dniu ślubu Kasi i Tomka. Tego dnia pojechaliśmy nad tę zatokę, nagrać dla nich życzenia:
Obejrzeliśmy dokładnie zwodzony most Johnson Bridge i pierwszy raz widzieliśmy, jak go podnoszą i opuszczają. Parę metrów dalej budują nowy most – ciekawe, czy na dobre zastąpi on obecną konstrukcję, czy będą dwa mosty obok siebie.
Znaleźliśmy też miejsce, w którym wyszła na brzeg pierwsza kobieta, która przepłynęła cieśninę Juan de Fuca (z Port Angeles w USA do Victorii). Było to w sierpniu 1956. Swoją drogą, jeśli ktoś z Was jest zainteresowany wątkami pływackimi naszego pobytu w Kanadzie, to Paweł relacjonuje je na swoim blogu o pływaniu .
Tak jak i w Polsce, zaczęło się już wcześniej ściemniać, więc częściej oglądamy Victorię po ciemku. Ciekawostką jest, że przestawienie czasu na zimowy mieliśmy tydzień później, więc na kilka dni zmniejszyliśmy różnicę czasu do 8 godzin. Na czas letni natomiast przestawimy się już w połowie marca, 2 tygodnie wcześniej niż Polska. Już nie możemy się doczekać, wolimy czas letni!
Ten widok często cieszy nasze oczy, w październiku też. Tym razem jesienna wersja jeziorka w parku Beacon Hill:
W październiku też pierwszy raz obchodziliśmy Święto Dziękczynienia i Haloween. Ale o tym będzie już innym razem!
Korki (i zaćmienie księżyca) w Victorii
Dziś krótka historia o tym, jak jeden raz w Victorii widzieliśmy korek.
W Victorii tegoroczne zaćmienie księżyca można było obserwować 27 września po godzinie 19 tutejszego czasu, pełne zaćmienie nastąpiło o 19:47. Wyczytaliśmy, że księżyc będzie widoczny nisko nad horyzontem, więc postanowiliśmy wybrać się na jedną z górek, aby mieć pewność, że budynki czy drzewa nie zasłonią nam atrakcji. Jak się okazało, nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Ruch na ulicach podejrzanie się zwiększał w miarę zbliżania się do Mount Tolmie. Gdy zobaczyliśmy, co tam się dzieje, postanowiliśmy auto zostawić na dole, a na górkę wejść pieszo.
Korek był mimo wszystko mniej ciekawy niż gra zachodzącego słońca i wschodzącego księżyca. Widoki mieliśmy niesamowite dzięki dwóm pasjonatom astronomii, którzy rozstawili na górce teleskop. Mieli nam przesłać zrobione wtedy zdjęcia. Wciąż na nie czekamy… 😉
Park Tolmie i Swan Lake w Victorii – nasze pobliskie siłownie
Tolmie Park, 3 minuty spaceru z naszego domu, to najczęstsze miejsce naszych treningów. Jest plac zabaw, na którym wieszamy kółka gimnastyczne, drzewa, między którymi możemy rozwiesić slackline, korty i dużo przestrzeni. Czego chcieć więcej?
Czytaj dalej Park Tolmie i Swan Lake w Victorii – nasze pobliskie siłownie
Co zjeść w Victorii? Rybne smakołyki w Red Fish Blue Fish
Jeśli kiedyś zawitacie do Victorii i będziecie szukać miejsca na dobrą i szybką przekąskę, warto zjeść w Red Fish Blue Fish. Mimo, że raczej nie jemy fast foodów, to te moglibyśmy wcinać bez przerwy! Budka mieści się nad wodą, tuż przy terminalu samolotów – Seaplane Terminal (zobacz na mapie), co jest dodatkowym atutem, bo podczas jedzenia można poobserwować startujące z wody lub lądujące samoloty.
Kolejka mówi sama za siebie… Na szczęście idzie szybko i już niedługo będzie nasza kolej! Tak naprawdę na co dzień nie trzeba tu tyle czekać. Pod tym względem mieliśmy pecha, bo tego dnia w Victorii był maraton, który ściągnął tłumy wygłodzonych biegaczy i kibiców do centrum.
Czytaj dalej Co zjeść w Victorii? Rybne smakołyki w Red Fish Blue Fish
Galloping Goose Trail – rowerem po Victorii
Galloping Goose Trail to 60 kilometrów szlaku na Vancouver Island przygotowanego dla rowerów, pieszych, jeźdźców konnych i rolkarzy. Szlak prowadzi z samego centrum Victorii (a dokładniej z mostu Johnson Bridge) do miejscowości Sooke. Dodatkowo odgałęzienie szlaku (Lochside Regional Trail) prowadzi na północ półwyspu, skąd można popłynąć promem do Vancouver. Tak się miło złożyło, że mieszkamy blisko szlaku, co nam bardzo ułatwia i uprzyjemnia dojazdy rowerem do centrum.
Powrót na wyspę
Nasz poprzedni wpis o wycieczce na przełęcz Sentinel Pass w Parku Narodowym Banff zakończył serię wpisów z Gór Skalistych. Wtedy, po kilku tygodniach w górach zaczęliśmy kierować się w stronę naszego przyszłego domu. Postanowiliśmy na „powrót” przeznaczyć około 2 tygodni i pojechać autostradą numer 3, wiodącą wzdłuż granicy ze Stanami. To podobno piękna droga. Niestety nie zobaczyliśmy jej za wiele na własne oczy – nasze plany pokrzyżowały pożary lasów, które początkowo miały miejsce w północnej części stanu Waszyngton. Istniało realne zagrożenie, że pożar zajmie też południowe tereny British Columbii i stało się tak w okolicy miescowości Red Creek. Spowodowało zamknięcie trójki, a nas zmusiło do obrania innej trasy. Szczegóły na mapie poniżej:
Sentinel Pass – na zgodę z Lake Louise
Ludzie zazwyczaj zachwycają się Lake Louise i szlakami w Parku Narodowym Banff. Nas nieszczególnie tam ciągnęło po naszych przygodach w tej deszczowej, zatłoczonej i pechowej mieścinie. Jednak pod koniec pobytu w Górach Skalistych poczuliśmy, że może przed wyjazdem warto byłoby przeprosić się z Lake Louise. Po długich dyskusjach na ten temat, na ostatnią w tym roku wędrówkę w tym rejonie Kanady wybraliśmy się na Sentinel Pass.
Kiedy dotarliśmy nad jezioro Moraine Lake, gdzie znajduje się początek szlaku, okazało się, że na tej trasie konieczne jest chodzenie w conajmniej 4-osobowych grupach. Powód standardowy: niedźwiedzie w okolicy. Informuje o tym pracownik parku, który chętnie opowiada historie i przyrodnicze ciekawostki oraz pomaga turystom dobrać się w sensowne grupy. Chodzi o to, by członkowie grup mieli podobne tempo i plany (jak widać na poglądowej mapce, turyści idący nad Eiffel Lake i Sentinel Pass dzielą pierwszy fragment szlaku).
My stworzyliśmy grupę z dwoma Włochami, którzy do Kanady przylecieli półtora doby wcześniej i to była ich pierwsza wędrówka. Choć chłopaki w swoim życiu schodzili wiele ścieżek w Dolomitach i raczej byli przygotowani do wycieczki, to zapewniliśmy im mocny start w Górach Skalistych. Kilka tygodni chodzenia po górach jednak robi różnicę. Ale nie narzekali, byli fajnymi towarzyszami drogi i rozmówcami. Luca każdy wątek zaczynał małym wstępem, za każdym razem takim samym i wypowiadanym z jedynym w swoim rodzaju włoskim akcentem. Po tej przygodzie Paweł wszystkie nasze dyskusje zaczynał cytatem: „I just want to ask, bicoz I’m kurjus”. Z włoskim akcentem na „curious/kurjus”. Słyszycie to? 😉
Na dość długim odcinku szlaku, drzewa po obu stronach ścieżki zostały wycięte, żeby ludzie wcześniej mogli dostrzec niedźwiedzia, a niedźwiedzie człowieka:
Mniej więcej w połowie drogi do przełęczy:
Widok z przełęczy w stronę, z której przyszliśmy:
A to widok w drugą stronę. Na tych szpikulcach znajdują się drogi wspinaczkowe. Z zaciekawieniem obserwowaliśmy poczynania wspinaczy:
Czy już wspominaliśmy, że bardzo polubiliśmy fotografować wiewiórki góralki?
Do tego zdjęcia jeden z naszych przyjaciół Włochów przymierzał się i ustawiał z 2 minuty. Kadr, który wybrał bawi nas za każdym razem, kiedy widzimy to zdjęcie:
Ciao!
Mystic Beach – magiczna plaża w parku Juan de Fuca
W parku Juan de Fuca, obejmującym część południowo-zachodniego wybrzeża Vancouver Island, pierwszy raz byliśmy pod koniec czerwca. Wtedy odwiedziliśmy dwie zupełnie różne od siebie plaże: French i China Beach. Kiedy wróciliśmy z wakacyjnej objazdówki, wiedzieliśmy, że w tamte okolice musimy wybrać się w pierwszy wolny, słoneczny dzień. Tym razem naszym celem była plaża Mystic Beach.
Dojazd z Victorii zajmuje około 1,5 godziny. Niby to tylko 70-80 kilometrów, ale szczególnie drugą połowę trasy jedzie się wolno. Wtedy droga robi się węższa i wiedzie wzdłuż wybrzeża. Raz na jakiś czas oczy cieszą piękne widoki na ocean.
Parking dzielimy z odwiedzającymi China Beach i tymi, którzy po dojściu do Mystic Beach, będą kontynuowali wędrówkę. Znajduje się tam początek 47-kilometrowego szlaku wzdłuż wybrzeża Juan de Fuca Marine Trail. Dojście do plaży stanowi przedsmak tego szlaku, i przyznajemy, że rozbudza apetyt na więcej. To przepiękny, 2-kilometrowy spacer przez wiekowy las. Ogromne drzewa spoglądają z góry, a leżące pnie wyglądają, jakby porozrzucał je jakiś muskularny gigant. Atrakcję dla biologów, lub po prostu bacznych obserwatorów przyrody, mogą stanowić też paprocie, mchy i porosty. Tych z lękiem wysokości mógłby trochę przerazić zawieszony nad strumieniem most. Jest jeszcze jedna wspaniała rzecz w tym lesie: zapach. Ten las naprawdę pachnie obłędnie. Plaża jest dość długa, piaszczysta, a dodatkową atrakcją jest mały wodospad. Można na niej rozbijać namioty i rozpalać ogniska. My mieliśmy czas na relaks, trening i pyszny lunch. Tym razem zapraszamy na relację wideo:
W parku Juan de Fuca mieszkają czarne niedźwiedzie i pumy. Gdy już wracaliśmy z plaży, rodzinka pakująca się do samochodu obok ostrzegła nas, żebyśmy nie szli na plażę China Beach, bo spaceruje po niej czarny misiek, już trochę podirytowany kręcącymi się wkoło ludźmi. Park ten jest też świetnym miejscem na obserwację dużych ssaków morskich, między innymi pływacza szarego (gray whale/Eschrichtius robustus) i orki oceanicznej (killer whale/Orcinus orca). Największe szanse na liczne obserwacje pływacza szarego przypadają na marzec i kwiecień, podczas ich migracji z wybrzeży Meksyku do Alaski. Często można zobaczyć też foki i lwy morskie. Na razie w obserwacjach tych wspaniałych wodnych stworzeń ogranicza nas brak lornetki. Mimo to parę razy widzieliśmy i słyszeliśmy foki, jesteśmy nimi zafascynowani i chcemy więcej. Spotkania ze zwierzętami znajomi kajakarze traktują za coś tak oczywistego jak kaczki na Jeziorze Wigry. Ostatnio jednak o jednym spotkaniu z orkami było głośno nawet w radio. Mimo, że ludzie nie zamierzali podpływać do nich bliżej niż zalecane 150 metrów, orki chyba nie znały tych zaleceń 😉
Jak się domyślacie, aż tak bliskich spotkań z dzikimi zwierzętami wolelibyśmy uniknąć. 😉