Vancouver – „Bikes vs cars”

Postanowiliśmy na chwilę przerwać chronologiczne relacjonowanie naszej podróży i napisać meldunek z naszej (prawie) aktualnej lokalizacji. Niech to będzie miłe urozmaicenie dla tych, którzy mieli już dość widoków gór. Lukę pomiędzy trekkingiem wokół jeziora O’Hara a weekendem w Vancouver zamierzamy jednak uzupełnić.

W Vancouver zatrzymaliśmy się u znajomego, którego poznaliśmy w maju w Kopenhadze. Załapaliśmy się na grilla z paczką jego przyjaciół i pierwszy raz po ponad 6 tygodniach kempingowego życia spaliśmy w łóżku (trochę dziwnie miękko było 😉 ).

W piątek, oprócz spaceru w Downtown, wybraliśmy się na film dokumentalny „Bikes vs cars” wyświetlany w ramach Vancouver International Film Festival. Szwedzki reżyser Fredrik Gertten postanowił pokazać sytuację rowerzystów w kilku miastach świata i ich walkę o prawo bytu. Pokazał między innymi Sao Paulo, gdzie średnio jeden rowerzysta w tygodniu ginie potrącony przez samochód. Na drugim biegunie jest Kopenhaga, w której jest 1000 km ścieżek rowerowych i 40% mieszkańców dojeżdża do pracy rowerami. Toronto, Los Angeles, Bogota – to kolejne miasta pokazane w filmie.

Film nam się podobał, polecamy! Jeśli wyświetlą go na warszawskim festiwalu w październiku, warto się wybrać.

Po projekcji odbył się panel dyskusyjny. Z zainteresowaniem słuchaliśmy szczególnie jednego z panelistów: Brenta Toderiana, który w latach 2006-2012 był głównym urbanistą w Vancouver. Przytaczamy kilka wybranych myśli z panelu:

  • Jeśli chcesz jeździć po mieście samochodem, wspieraj jak tylko możesz inicjatywy powstawania ścieżek rowerowych i rozwoju komunikacji miejskiej. Inaczej nie będziesz jeździł, będziesz stał w korku. Wrogość pomiędzy rowerzystami i kierowcami nie powinna istnieć.
  • Narzekasz, że w Twoim mieście nie budują ścieżek? Nie jest źle, w Sydney je likwidują. Ich minister transportu, Duncan Gay, najchętniej pozbyłby się wszystkich rowerzystów z miasta.
  • Nie jedna ścieżka, a ich sieć jest potrzebna, by inwestycja przyniosła efekty. Jeśli jesteś politykiem i chcesz, by wybrali cię ponownie, zrób całą sieć ścieżek w pierwszym roku kadencji. To zdąży zacząć działać zanim obywatele ponownie będą głosować.

Film jest dosyć prorowerowy, ale stara się pokazać temat nie z perspektywy wojny rowerowo-samochodowej (co mógłby sugerować tytuł), a raczej zmusić do myślenia o tworzeniu wspólnego miasta. Rolę podsumowania niech pełni nasz ulubiony cytat z samej końcówki filmu: „You own a car. Not a road. It’s not a war. It’s a city.”

Wokół jeziora O’Hara

O Lake O’Hara słyszeliśmy dużo dobrego, ale nie planowaliśmy tam jechać. Do szlaków pieszych dojeżdża się 11 kilometrów busem, a miejsca w nim rezerwuje się 3 miesiące wcześniej. W ten sposób Park Narodowy Yoho ogranicza ruch turystyczny na szlakach. Jeśli jednak komuś bardzo zależy, 11-kilometrową niezbyt ciekawą (ale łatwą) drogę może przejść pieszo. Nie braliśmy tego pod uwagę, dopóki na trekkingu w Brazeau nie spotkaliśmy ekipy z Calgary, która w okolicy O’Hary bywa co roku, niezależnie czy uda im się zarezerwować przejazd busem czy nie. Oni wręcz kazali nam tam iść! Poszliśmy i za dobrą radę jesteśmy gotowi postawić im piwo 😉

IMG_1878

Czytaj dalej Wokół jeziora O’Hara

Brazeau – trzydniowy wypad backcountry

Pętla Brazeau to jedna z najczęściej polecanych tras pieszych w Górach  Skalistych. Przewodniki rekomendują, żeby na przejście 80 kilometrów zarezerwować sobie od 5 do 7 dni. Oprócz czasu, trzeba zarezerwować też kempingi zlokalizowane przy szlaku. Na jedynym z nich nie było już dostępnych miejsc w terminach, które nas interesowały, więc zamiast całej pętli przeszliśmy 3-dniową trasę, zawierająca najciekawszy odcinek.

Nasza trasa:
Dzień 1: Parking przy Nigel Creek -> Nigel Pass -> kemping Four Point (14 km)
Dzień 2: kemping Four Point -> Jonas Pass -> Jonas Shoulder -> kemping Jonas Cutoff (19 km)
Dzień 3: kemping Jonas Cutoff – > Sunwapta Station (21 km)

brazeau

Czytaj dalej Brazeau – trzydniowy wypad backcountry

Ucieczka z krainy deszczowców

Nie polubiliśmy się z Lake Louise. Nie dość, że musieliśmy odholować tam auto, gdy odmówiło współpracy na granicy prowincji British Columbii i Alberty (o czym pisaliśmy ostatnio), to ciągle tam padał deszcz. W dodatku nie było dla nas miejsca na kempingu na więcej niż jedną noc, pani w informacji turystycznej nie znała odpowiedzi na nasze pytania, a nad pięknym jeziorem ktoś zbudował okropne straszydło. Było dla nas oczywiste – nie ma co dłużej moknąć, uciekamy!

IMG_1112

Czytaj dalej Ucieczka z krainy deszczowców