Powrót na wyspę

Nasz poprzedni wpis o wycieczce na przełęcz Sentinel Pass w Parku Narodowym Banff zakończył serię wpisów z Gór Skalistych. Wtedy, po kilku tygodniach w górach zaczęliśmy kierować się w stronę naszego przyszłego domu. Postanowiliśmy na „powrót” przeznaczyć około 2 tygodni i pojechać autostradą numer 3, wiodącą wzdłuż granicy ze Stanami. To podobno piękna droga. Niestety nie zobaczyliśmy jej za wiele na własne oczy – nasze plany pokrzyżowały pożary lasów, które początkowo miały miejsce w północnej części stanu Waszyngton. Istniało realne zagrożenie, że pożar zajmie też południowe tereny British Columbii i stało się tak w okolicy miescowości Red Creek. Spowodowało zamknięcie trójki, a nas zmusiło do obrania innej trasy. Szczegóły na mapie poniżej:

Podczas dwóch tygodni drogi powrotnej na wyspę odwiedziliśmy wiele pięknych miejsc i mieliśmy sporo przygód. Gdybyśmy na każde miejsce, w którym się zatrzymaliśmy przeznaczyli odrębny wpis, to biorąc pod uwagę, jak często ostatnio udaje nam się pisać, mielibyśmy kalendarz wpisów w sam raz do wiosny. Postanowiliśmy jednak na razie przedstawić Wam skrót wydarzeń. Może kiedyś rozbudujemy poszczególne epizody i dodamy pominięte wątki.

Radium Hot Springs. Miasto słynie z gorących źródeł, lecz gdy Paweł je zobaczył, skomentował: „Ot, zwykły (w dodatku zatłoczony) basen z gorącą wodą. Lepiej idźmy wypić lokalne krafty”. Ani nie trzeba było długo namawiać. Poza tym, jeżdżąc tutaj można tu się poczuć jak w Need for Speed.

1-IMG_1952

Nelson było najbardziej hipisowskim miejscem podczas całej naszej podróży, i to tam znajduje się nasza ulubiona kawiarnia z całej wycieczki: Oso Negro. Raz spotkaliśmy tam magiczkę Lisę, która na kickstarterze zbierała fundusze na drugą wyprawę do Afryki, gdzie przy pomocy swoich sztuczek edukuje tubylców, że nie wolno zanieczyszczać rzek. Oj, to było ciekawe spotkanie.

1-IMG_1995

Vernon. Nie chcemy pisać oczywistości, jak ważni są ludzie spotykani w podróży. Wszyscy to wiedzą. Ale aż trudno o tym nie wspomnieć przy okazji opowiadania o Vernon. Nie podobało nam się tam. Informacja turystyczna była słaba, na ładnym kempingu w Elliston Provincial Parku nie było już miejsc (a przyjechaliśmy przed godziną 11!), a w dodatku było nieznośnie gorąco. Już mieliśmy stamtąd wyjeżdzać – zajechaliśmy tylko do supermarketu uzupełnić zapasy. W kolejce Anię zaczepił Bill: „Skąd jesteście?”. Pół godziny później rozbijaliśmy już namiot w jego ogródku. W okolicy spędziliśmy trzy świetne dni, dzięki nim poznaliśmy plaże, o których nie wiedzą turyści, pierwszy raz pływaliśmy na paddle boardzie, przegadaliśmy długie godziny, a na drogę dostaliśmy domową marmoladę i salsę. Mniami. Wspomnienie, jak ciepła była tam woda rozgrzewa w jesienne wieczory. Nawet Ania nie wzgardziła pływaniem!

1-IMG_2103

Bill i Elane mieli 2 szalone psy. To zdjęcie dedykujemy Piotruni 😉

1-IMG_2094

1-IMG_2099

1-IMG_2068

1-IMG_2062

Latem najcieplej jest właśnie w regionie Okanagan i pewnie nie jest żadnym zaskoczeniem, że znajduje się tu ogromna ilość winiarni. My odwiedziliśmy jedną z bardziej znanych: Gray Monk. Załapaliśmy się na wycieczkę wraz z degustacją, a teraz, stojąc przed półką z winami BC, chętnie wybieramy właśnie ich trunki.

1-IMG_2118 - Kopia

W Vancouver zatrzymaliśmy się u znajomych poznanych w Kopenhadze w maju. Oprócz spacerów, przeglądu filmów, ładnego portu (i fok!), bardzo polubiliśmy Stanley Park i oceanarium. Oceanarium jest naprawdę warte odwiedzenia. Szczególnie zachwyciły nas treningi białuchy arktycznej, delfina i szablogrzbieta waleniożernego. I afrykańskie pingwiny! Mamy tu ożywioną dyskusję, nie możemy się zdecydować, ale chyba jednak wydry morskie były najsłodsze! Na stronie Vancouver Aquarium są piękne zdjęcia tych wspaniałych zwierzaków.

1-IMG_2171

A potem wróciliśmy do Victorii…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *