Galloping Goose Trail to 60 kilometrów szlaku na Vancouver Island przygotowanego dla rowerów, pieszych, jeźdźców konnych i rolkarzy. Szlak prowadzi z samego centrum Victorii (a dokładniej z mostu Johnson Bridge) do miejscowości Sooke. Dodatkowo odgałęzienie szlaku (Lochside Regional Trail) prowadzi na północ półwyspu, skąd można popłynąć promem do Vancouver. Tak się miło złożyło, że mieszkamy blisko szlaku, co nam bardzo ułatwia i uprzyjemnia dojazdy rowerem do centrum.
Kategoria: Vancouver Island
Mystic Beach – magiczna plaża w parku Juan de Fuca
W parku Juan de Fuca, obejmującym część południowo-zachodniego wybrzeża Vancouver Island, pierwszy raz byliśmy pod koniec czerwca. Wtedy odwiedziliśmy dwie zupełnie różne od siebie plaże: French i China Beach. Kiedy wróciliśmy z wakacyjnej objazdówki, wiedzieliśmy, że w tamte okolice musimy wybrać się w pierwszy wolny, słoneczny dzień. Tym razem naszym celem była plaża Mystic Beach.
Dojazd z Victorii zajmuje około 1,5 godziny. Niby to tylko 70-80 kilometrów, ale szczególnie drugą połowę trasy jedzie się wolno. Wtedy droga robi się węższa i wiedzie wzdłuż wybrzeża. Raz na jakiś czas oczy cieszą piękne widoki na ocean.
Parking dzielimy z odwiedzającymi China Beach i tymi, którzy po dojściu do Mystic Beach, będą kontynuowali wędrówkę. Znajduje się tam początek 47-kilometrowego szlaku wzdłuż wybrzeża Juan de Fuca Marine Trail. Dojście do plaży stanowi przedsmak tego szlaku, i przyznajemy, że rozbudza apetyt na więcej. To przepiękny, 2-kilometrowy spacer przez wiekowy las. Ogromne drzewa spoglądają z góry, a leżące pnie wyglądają, jakby porozrzucał je jakiś muskularny gigant. Atrakcję dla biologów, lub po prostu bacznych obserwatorów przyrody, mogą stanowić też paprocie, mchy i porosty. Tych z lękiem wysokości mógłby trochę przerazić zawieszony nad strumieniem most. Jest jeszcze jedna wspaniała rzecz w tym lesie: zapach. Ten las naprawdę pachnie obłędnie. Plaża jest dość długa, piaszczysta, a dodatkową atrakcją jest mały wodospad. Można na niej rozbijać namioty i rozpalać ogniska. My mieliśmy czas na relaks, trening i pyszny lunch. Tym razem zapraszamy na relację wideo:
W parku Juan de Fuca mieszkają czarne niedźwiedzie i pumy. Gdy już wracaliśmy z plaży, rodzinka pakująca się do samochodu obok ostrzegła nas, żebyśmy nie szli na plażę China Beach, bo spaceruje po niej czarny misiek, już trochę podirytowany kręcącymi się wkoło ludźmi. Park ten jest też świetnym miejscem na obserwację dużych ssaków morskich, między innymi pływacza szarego (gray whale/Eschrichtius robustus) i orki oceanicznej (killer whale/Orcinus orca). Największe szanse na liczne obserwacje pływacza szarego przypadają na marzec i kwiecień, podczas ich migracji z wybrzeży Meksyku do Alaski. Często można zobaczyć też foki i lwy morskie. Na razie w obserwacjach tych wspaniałych wodnych stworzeń ogranicza nas brak lornetki. Mimo to parę razy widzieliśmy i słyszeliśmy foki, jesteśmy nimi zafascynowani i chcemy więcej. Spotkania ze zwierzętami znajomi kajakarze traktują za coś tak oczywistego jak kaczki na Jeziorze Wigry. Ostatnio jednak o jednym spotkaniu z orkami było głośno nawet w radio. Mimo, że ludzie nie zamierzali podpływać do nich bliżej niż zalecane 150 metrów, orki chyba nie znały tych zaleceń 😉
Jak się domyślacie, aż tak bliskich spotkań z dzikimi zwierzętami wolelibyśmy uniknąć. 😉
Sooke Potholes
Zanim ruszymy wgłąb kontynentu, musimy załatwić jeszcze parę formalności. Nie wszystko dzieje się tak od razu, więc mamy trochę czasu na zwiedzanie okolicznych atrakcji. Poza kempingami, które uwielbiamy i plażami nad oceanem, mieliśmy okazję poznać jeszcze jedno fajne miejsce: Sooke Potholes.
Sooke Potholes to piękne baseny, wymyte w korycie rzeki przez płynącą wodę. W niektórych miejscach głębokość wody sięga 10 m i nawet wtedy widać dno, dzięki niesamowitej przejrzystości. Czysta woda i ładne krajobrazy to powody dla których w upalne dni przyjeżdżają tutaj tłumy plażowiczów – w końcu to tylko 40 km od aglomeracji Victorii.
Co tu dużo pisać – Pajpera, tak zadowolonego z pływania chyba dawno nikt nie widział:
Canada Day
1 lipca to dzień Kanady, święto narodowe. Tego dnia we wszystkich miastach „od morza do morza” organizowane są pikniki, parady, pokazy fajerwerków, koncerty. Standardowe uprzejmości zastępuje wesołe „Happy Canada Day!”. Na kempingach zrobiło się biało-czerwono od wywieszonych na kamperach i przed namiotami flag. My wróciliśmy na ten dzień do Victorii, zobaczyć, jak się bawią w stolicy.
No to jazda!
Do Kanady przyjechaliśmy z zamiarem kupna auta i marzeniem o road tripie. Wypożyczenie na okres dłuższy niż miesiąc się nie opłaca, a my planujemy zostać tu rok. Chcemy zwiedzić jak najwięcej, mieć możliwość zboczenia z głównych turystycznych szlaków. Poza tym, to Ameryka… każdy tu jeździ furą!
Tak się składa, że żadne z nas nie jest wielkim miłośnikiem ani znawcą motoryzacji. W dodatku, to miał być nasz pierwszy własny samochód, nie przywieźliśmy z Polski żadnych doświadczeń. Ale już przed wyjazdem przeglądaliśmy ogłoszenia w Internecie i poprosiliśmy o wskazówki tych, którzy znają się lepiej. Mając obawy, czy profesjonalni sprzedawcy z komisów nie będą nam mydlić oczu, chcieliśmy kupić auto od osoby prywatnej. Jeden z samochodów był do obejrzenia tuż obok naszej miejscówki, wybraliśmy się spacerem na oględziny i jazdę próbną. Następnego dnia granatowy Volkswagen Passat był już nasz. Pewnie złamaliśmy przynajmniej kilka zasad kupowania używanego auta, ale czuliśmy, że musimy zaryzykować.
Wykładamy kasę na stół, wypełniamy i podpisujemy formularz przeniesienia własności, udajemy się do ubezpieczyciela, by dopełnić formalności i odebrać tablice rejestracyjne. Przykręcamy je z ogromną przyjemnością!
Parę godzin później byliśmy już za miastem. Posmutnieliśmy, gdy po 20 kilometrach zapaliła się pomarańczowa lampka Malfunction Indicator Lamp. Czy nasz zakup był pomyłką? Postudiowaliśmy Internet i instrukcję obsługi naszej fury i rano, prosto z kempingu, udaliśmy się do mechanika. Po badaniu auta, mechanik uspokoił nas. To jakaś pierdoła, nie musimy nic naprawiać, nic płacić. Mamy rozważać naprawę, jeśli lampka zapali się ponownie i maszyna do badania silników wyświetli ten sam kod błędu.
Przed naszym Passatem wiele wyzwań. Trzymajcie kciuki, by więcej nie robił nam żadnych numerów! Swoją drogą, chyba musimy nadać mu imię…
Mila zero – zaczynamy przygodę!
Mila zero w Victorii rozpoczyna transkanadyjską autostradę, ciągnącą się przez ponad 8 tysięcy kilometrów aż na wschodnie wybrzeże. My rozpoczynamy tutaj naszą przygodę w Kanadzie.