Galloping Goose Trail – rowerem po Victorii

Galloping Goose Trail to 60 kilometrów szlaku na Vancouver Island przygotowanego dla rowerów, pieszych, jeźdźców konnych i rolkarzy. Szlak prowadzi z samego centrum Victorii (a dokładniej z mostu Johnson Bridge) do miejscowości Sooke. Dodatkowo odgałęzienie szlaku (Lochside Regional Trail) prowadzi na północ półwyspu, skąd można popłynąć promem do Vancouver. Tak się miło złożyło, że mieszkamy blisko szlaku, co nam bardzo ułatwia i uprzyjemnia dojazdy rowerem do centrum.

1-galloping_goose_east
Źródło: www.gallopinggoosetrail.com. Tutaj znajdziecie też mapy pozostałych fragmentów szlaku.

Czytaj dalej Galloping Goose Trail – rowerem po Victorii

Powrót na wyspę

Nasz poprzedni wpis o wycieczce na przełęcz Sentinel Pass w Parku Narodowym Banff zakończył serię wpisów z Gór Skalistych. Wtedy, po kilku tygodniach w górach zaczęliśmy kierować się w stronę naszego przyszłego domu. Postanowiliśmy na „powrót” przeznaczyć około 2 tygodni i pojechać autostradą numer 3, wiodącą wzdłuż granicy ze Stanami. To podobno piękna droga. Niestety nie zobaczyliśmy jej za wiele na własne oczy – nasze plany pokrzyżowały pożary lasów, które początkowo miały miejsce w północnej części stanu Waszyngton. Istniało realne zagrożenie, że pożar zajmie też południowe tereny British Columbii i stało się tak w okolicy miescowości Red Creek. Spowodowało zamknięcie trójki, a nas zmusiło do obrania innej trasy. Szczegóły na mapie poniżej:

Czytaj dalej Powrót na wyspę

Sentinel Pass – na zgodę z Lake Louise

Ludzie zazwyczaj zachwycają się Lake Louise i szlakami w Parku Narodowym Banff. Nas nieszczególnie tam ciągnęło po naszych przygodach w tej deszczowej, zatłoczonej i pechowej mieścinie. Jednak pod koniec pobytu w Górach Skalistych poczuliśmy, że może przed wyjazdem warto byłoby przeprosić się z Lake Louise. Po długich dyskusjach na ten temat, na ostatnią w tym roku wędrówkę w tym rejonie Kanady wybraliśmy się na Sentinel Pass.

Kiedy dotarliśmy nad jezioro Moraine Lake, gdzie znajduje się początek szlaku, okazało się, że na tej trasie konieczne jest chodzenie w conajmniej 4-osobowych grupach. Powód standardowy: niedźwiedzie w okolicy. Informuje o tym pracownik parku, który chętnie opowiada historie i przyrodnicze ciekawostki oraz pomaga turystom dobrać się w sensowne grupy. Chodzi o to, by członkowie grup mieli podobne tempo i plany (jak widać na poglądowej mapce, turyści idący nad Eiffel Lake i Sentinel Pass dzielą pierwszy fragment szlaku).

IMG_2395

My stworzyliśmy grupę z dwoma Włochami, którzy do Kanady przylecieli półtora doby wcześniej i to była ich pierwsza wędrówka. Choć chłopaki w swoim życiu schodzili wiele ścieżek w Dolomitach i raczej byli przygotowani do wycieczki, to zapewniliśmy im mocny start w Górach Skalistych. Kilka tygodni chodzenia po górach jednak robi różnicę. Ale nie narzekali, byli fajnymi towarzyszami drogi i rozmówcami. Luca każdy wątek zaczynał małym wstępem, za każdym razem takim samym i wypowiadanym z jedynym w swoim rodzaju włoskim akcentem. Po tej przygodzie Paweł wszystkie nasze dyskusje zaczynał cytatem: „I just want to ask, bicoz I’m kurjus”. Z włoskim akcentem na „curious/kurjus”. Słyszycie to? 😉

Na dość długim odcinku szlaku, drzewa po obu stronach ścieżki zostały wycięte, żeby ludzie wcześniej mogli dostrzec niedźwiedzia, a niedźwiedzie człowieka:

IMG_1906

Mniej więcej w połowie drogi do przełęczy:

IMG_1912

IMG_1914

Widok z przełęczy w stronę, z której przyszliśmy:

IMG_1920

A to widok w drugą stronę. Na tych szpikulcach znajdują się drogi wspinaczkowe. Z zaciekawieniem obserwowaliśmy poczynania wspinaczy:

IMG_1919

Czy już wspominaliśmy, że bardzo polubiliśmy fotografować wiewiórki góralki?

IMG_1943

Do tego zdjęcia jeden z naszych przyjaciół Włochów przymierzał się i ustawiał z 2 minuty. Kadr, który wybrał bawi nas za każdym razem, kiedy widzimy to zdjęcie:

IMG_1945

Ciao!

Mystic Beach – magiczna plaża w parku Juan de Fuca

W parku Juan de Fuca, obejmującym część południowo-zachodniego wybrzeża Vancouver Island, pierwszy raz byliśmy pod koniec czerwca. Wtedy odwiedziliśmy dwie zupełnie różne od siebie plaże: French i China Beach. Kiedy wróciliśmy z wakacyjnej objazdówki, wiedzieliśmy, że w tamte okolice musimy wybrać się w pierwszy wolny, słoneczny dzień. Tym razem naszym celem była plaża Mystic Beach.

Dojazd z Victorii zajmuje około 1,5 godziny. Niby to tylko 70-80 kilometrów, ale szczególnie drugą połowę trasy jedzie się wolno. Wtedy droga robi się węższa i wiedzie wzdłuż wybrzeża.  Raz na jakiś czas oczy cieszą piękne widoki na ocean.

Parking dzielimy z odwiedzającymi China Beach i tymi, którzy po dojściu do Mystic Beach, będą kontynuowali wędrówkę. Znajduje się tam początek 47-kilometrowego szlaku wzdłuż wybrzeża Juan de Fuca Marine Trail. Dojście do plaży stanowi przedsmak tego szlaku, i przyznajemy, że rozbudza apetyt na więcej. To przepiękny, 2-kilometrowy spacer przez wiekowy las. Ogromne drzewa spoglądają z góry, a leżące pnie wyglądają, jakby porozrzucał je jakiś muskularny gigant. Atrakcję dla biologów, lub po prostu bacznych obserwatorów przyrody, mogą stanowić też paprocie, mchy i porosty. Tych z lękiem wysokości mógłby trochę przerazić zawieszony nad strumieniem most. Jest jeszcze jedna wspaniała rzecz w tym lesie: zapach. Ten las naprawdę pachnie obłędnie. Plaża jest dość długa, piaszczysta, a dodatkową atrakcją jest mały wodospad. Można na niej rozbijać namioty i rozpalać ogniska. My mieliśmy czas na relaks, trening i pyszny lunch. Tym razem zapraszamy na relację wideo:

W parku Juan de Fuca mieszkają czarne niedźwiedzie i pumy. Gdy już wracaliśmy z plaży, rodzinka pakująca się do samochodu obok ostrzegła nas, żebyśmy nie szli na plażę China Beach, bo spaceruje po niej czarny misiek, już trochę podirytowany kręcącymi się wkoło ludźmi. Park ten jest też świetnym miejscem na obserwację dużych ssaków morskich, między innymi pływacza szarego (gray whale/Eschrichtius robustus) i orki oceanicznej (killer whale/Orcinus orca). Największe szanse na liczne obserwacje pływacza szarego przypadają na marzec i kwiecień, podczas ich migracji z wybrzeży Meksyku do Alaski. Często można zobaczyć też foki i lwy morskie. Na razie w obserwacjach tych wspaniałych wodnych stworzeń ogranicza nas brak lornetki. Mimo to parę razy widzieliśmy i słyszeliśmy foki, jesteśmy nimi zafascynowani i chcemy więcej. Spotkania ze zwierzętami znajomi kajakarze traktują za coś tak oczywistego jak kaczki na Jeziorze Wigry. Ostatnio jednak o jednym spotkaniu z orkami było głośno nawet w radio. Mimo, że ludzie nie zamierzali podpływać do nich bliżej niż zalecane 150 metrów, orki chyba nie znały tych zaleceń 😉

Jak się domyślacie, aż tak bliskich spotkań z dzikimi zwierzętami wolelibyśmy uniknąć. 😉

Chleb

W sobotę mieliśmy święto. Po dwóch miesiącach jedzenia bułkopodobnego czegoś, co Kanadyjczycy nazywają chlebem, z piekarnika wyjęliśmy swój pierwszy bochenek. Dzielimy się tą małą (wielką!) radością.

Wszystko zaczęło się od przygotowania zakwasu. Bąbelki i kwaskowaty zapach dawały nadzieję, że to może naprawdę się udać!

IMG_2301

Czytaj dalej Chleb

Jednodniowe wędrówki w Parku Narodowym Jasper

Podczas naszej wakacyjnej objazdówki 10 dni spędziliśmy w Parku Narodowym Jasper. To największy w Kanadzie górski park narodowy, w którego granicach znajduje się około 1000 km szlaków. Jest więc z czego wybierać. My oprócz trekkingu w rejonie Brazeau i wycieczki canoe po jeziorze Maligne, wybraliśmy się na dwie fajne kilkugodzinne wędrówki.

Czytaj dalej Jednodniowe wędrówki w Parku Narodowym Jasper

Vancouver – „Bikes vs cars”

Postanowiliśmy na chwilę przerwać chronologiczne relacjonowanie naszej podróży i napisać meldunek z naszej (prawie) aktualnej lokalizacji. Niech to będzie miłe urozmaicenie dla tych, którzy mieli już dość widoków gór. Lukę pomiędzy trekkingiem wokół jeziora O’Hara a weekendem w Vancouver zamierzamy jednak uzupełnić.

W Vancouver zatrzymaliśmy się u znajomego, którego poznaliśmy w maju w Kopenhadze. Załapaliśmy się na grilla z paczką jego przyjaciół i pierwszy raz po ponad 6 tygodniach kempingowego życia spaliśmy w łóżku (trochę dziwnie miękko było 😉 ).

W piątek, oprócz spaceru w Downtown, wybraliśmy się na film dokumentalny „Bikes vs cars” wyświetlany w ramach Vancouver International Film Festival. Szwedzki reżyser Fredrik Gertten postanowił pokazać sytuację rowerzystów w kilku miastach świata i ich walkę o prawo bytu. Pokazał między innymi Sao Paulo, gdzie średnio jeden rowerzysta w tygodniu ginie potrącony przez samochód. Na drugim biegunie jest Kopenhaga, w której jest 1000 km ścieżek rowerowych i 40% mieszkańców dojeżdża do pracy rowerami. Toronto, Los Angeles, Bogota – to kolejne miasta pokazane w filmie.

Film nam się podobał, polecamy! Jeśli wyświetlą go na warszawskim festiwalu w październiku, warto się wybrać.

Po projekcji odbył się panel dyskusyjny. Z zainteresowaniem słuchaliśmy szczególnie jednego z panelistów: Brenta Toderiana, który w latach 2006-2012 był głównym urbanistą w Vancouver. Przytaczamy kilka wybranych myśli z panelu:

  • Jeśli chcesz jeździć po mieście samochodem, wspieraj jak tylko możesz inicjatywy powstawania ścieżek rowerowych i rozwoju komunikacji miejskiej. Inaczej nie będziesz jeździł, będziesz stał w korku. Wrogość pomiędzy rowerzystami i kierowcami nie powinna istnieć.
  • Narzekasz, że w Twoim mieście nie budują ścieżek? Nie jest źle, w Sydney je likwidują. Ich minister transportu, Duncan Gay, najchętniej pozbyłby się wszystkich rowerzystów z miasta.
  • Nie jedna ścieżka, a ich sieć jest potrzebna, by inwestycja przyniosła efekty. Jeśli jesteś politykiem i chcesz, by wybrali cię ponownie, zrób całą sieć ścieżek w pierwszym roku kadencji. To zdąży zacząć działać zanim obywatele ponownie będą głosować.

Film jest dosyć prorowerowy, ale stara się pokazać temat nie z perspektywy wojny rowerowo-samochodowej (co mógłby sugerować tytuł), a raczej zmusić do myślenia o tworzeniu wspólnego miasta. Rolę podsumowania niech pełni nasz ulubiony cytat z samej końcówki filmu: „You own a car. Not a road. It’s not a war. It’s a city.”

Wokół jeziora O’Hara

O Lake O’Hara słyszeliśmy dużo dobrego, ale nie planowaliśmy tam jechać. Do szlaków pieszych dojeżdża się 11 kilometrów busem, a miejsca w nim rezerwuje się 3 miesiące wcześniej. W ten sposób Park Narodowy Yoho ogranicza ruch turystyczny na szlakach. Jeśli jednak komuś bardzo zależy, 11-kilometrową niezbyt ciekawą (ale łatwą) drogę może przejść pieszo. Nie braliśmy tego pod uwagę, dopóki na trekkingu w Brazeau nie spotkaliśmy ekipy z Calgary, która w okolicy O’Hary bywa co roku, niezależnie czy uda im się zarezerwować przejazd busem czy nie. Oni wręcz kazali nam tam iść! Poszliśmy i za dobrą radę jesteśmy gotowi postawić im piwo 😉

IMG_1878

Czytaj dalej Wokół jeziora O’Hara

Brazeau – trzydniowy wypad backcountry

Pętla Brazeau to jedna z najczęściej polecanych tras pieszych w Górach  Skalistych. Przewodniki rekomendują, żeby na przejście 80 kilometrów zarezerwować sobie od 5 do 7 dni. Oprócz czasu, trzeba zarezerwować też kempingi zlokalizowane przy szlaku. Na jedynym z nich nie było już dostępnych miejsc w terminach, które nas interesowały, więc zamiast całej pętli przeszliśmy 3-dniową trasę, zawierająca najciekawszy odcinek.

Nasza trasa:
Dzień 1: Parking przy Nigel Creek -> Nigel Pass -> kemping Four Point (14 km)
Dzień 2: kemping Four Point -> Jonas Pass -> Jonas Shoulder -> kemping Jonas Cutoff (19 km)
Dzień 3: kemping Jonas Cutoff – > Sunwapta Station (21 km)

brazeau

Czytaj dalej Brazeau – trzydniowy wypad backcountry