Najstarszą szkołą pływania na świecie jest obecnie szkoła Japońska, która istnieje nieprzerwanie od ponad 400 lat. Do dzisiaj dzieci i dorośli uczą się technik pływania, które samurajowie opracowali i udoskonalali setki lat temu. Ta metoda pływania obecnie nazywa się „Nihon Eiho” (czyli tradycyjne japońskie pływanie) i dumnie przynależy jako jedna z dyscyplin w Japońskiej Federacji Pływackiej (obok pływania sportowego, open water itd.). Mieliśmy okazję poznać ją u źródła i powiem szczerze, że była to niesamowita przygoda.
Wpis powstał jako mini-relacja z naszej podróży. W Japonii byłem razem z Piotrkiem Kieżunem, którego część Czytelników może kojarzyć z bloga Świat wpław. Jeżeli jesteście zainteresowani lepszym poznaniem Nihon Eiho, to dobrym początkiem jest wpis Piotrka: Nihon eiho, czyli japońskie pływanie na tymże blogu.
Etap 0: Bawimy się w Warszawie
Nie od razu zaczęliśmy trenować japońskie pływanie. Na początku, pełni zdumienia oglądaliśmy kilka filmików na youtube i nagle, nie wiedzieć kiedy, wciągnęliśmy się w to wszystko po uszy. Cały proces był na zmianę: bardzo powolny i niesamowicie szybki. Jeśli dobrze to pierwsze kroki wyglądały mniej więcej tak:
- Piotrek znajduje na youtube filmik o pływaniu samurajów (chyba ten albo ten) i podsyła naszej grupie pływackiej na maile. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy i robi to na nas niezłe wrażenie.
- Dla zabawy spotykamy się na trening samurajów i próbujemy powtórzyć niektóre ruchy z filmików. 😉
- Piotrek zgłasza się do konkursu TV Tokio: Who Wants to Come to Japan, w którym można wygrać wycieczkę do Japonii. Program pokazuje ludzi, którzy mają nietypowe pasje związane z Japonią.
- Okazuje się, że telewizja bardzo chce nas zobaczyć, więc trenujemy więcej i częściej. Nagrywamy pokazowy filmik. Na basenie robimy dziwne rzeczy. Nie mamy nawet sprzętu więc na przykład zamiast wachlarzy używamy pływackich łopatek. Są z nami Rafał Witosławski i Tomek Jurkowski, trochę później dołączają Dominik Markowski i Grzesiek Balcerzak.
- Wszystko toczy się bardzo szybko. Japończycy chcą do nas przyjechać (!) i już za dwa tygodnie filmują nasz trening na basenie przy ul. Lindego.
- Mija parę tygodni i przychodzi decyzja z TV Tokio. Piotrek i ja lecimy w sierpniu na wycieczkę do Japonii. Niestety budżet programu jest ograniczony i nie ma jak wziąć pozostałych członków drużyny (przynajmniej w tym roku).
![Nagrania na basenie przy ul. Lindego. Nippon ni ikkitai! ("chcę pojechać do Japonii!") [fot. Rafał Witosławski]](https://paulpipers.pl/wp-content/uploads/2017/11/17191903_10206575971598266_1264042716427193358_o.jpg)
Nagrania na basenie przy ul. Lindego. Nippon ni ikkitai! („chcę pojechać do Japonii!”) [fot. Rafał Witosławski]
Etap 1: Lecimy do Japonii – pierwszy trening w Mito
Skądinąd wiemy, że ekipa telewizyjna przygotowała nam naprawdę atrakcyjną wycieczkę. Nie wiemy jednak nic, o tym gdzie będziemy, z kim się spotkamy i co będziemy robić. Japończycy najwidoczniej chcą, żebyśmy przed kamerą nie musieli udawać zaskoczenia, bo aktorzy są z nas wybitnie marni. 😉
Pierwsze miejsce do którego trafiliśmy: Mito – siedziba największej ze szkół japońskiego pływania – Suifu-ryu. Wchodzimy na basen i praktycznie od razu jesteśmy wciągnięci na trening. Pływamy z dzieciakami i uczymy się od podstaw.

Dopiero na basenie w Mito dowiadujemy się dlaczego uczenie techniki z youtube jest słabym pomysłem. Wszystkiego musimy się uczyć praktycznie od nowa. [fot. Aiko Tachi]
Etap 2: Nad morzem – poznajemy szkołę Shinden-ryu
Kolejny dzień. Tajemnicza ekipa telewizyjna nie chce nam zdradzić gdzie jedziemy, więc postanawiamy zabawić się w detektywów. Bierzemy mapę i widzimy, że jedziemy tunelem pod Zatoką Tokijską. Nie rozumiemy po japońsku, ale co chwila dociera do nas słowo „umi”. Umi to morze, więc jedziemy nad morze? Yatta!
Morze jest piękne i ciepłe. Dookoła skalne wysepki wystające znad wody. Czujemy się trochę jak na Hawajach. Na plaży poznajemy kolejną drużynę japońskiego pływania. Dowiadujemy się, że to Shinden-ryu, czyli szkoła związana z pływaniem na morzu (w Nihon Eiho poszczególne szkoły posiadają swoją specjalizację, np. pływanie w morzu, w rzekach itd.). Nie ma zbyt dużo czasu na gadanie, najlepiej poznamy się pływając. Pierwszy cel – skalna wysepka nieopodal stąd, która jest ulubionym miejscem treningowym tutejszych pływaków.Wyspa jest idealna. To taka „tajna baza” z moich dziecięcych wyobrażeń. Wyspa ma też ważną funkcję – z jej brzegu bardzo łatwo jest dostrzec i poprawić błędy techniczne.
Na pierwszym treningu spędzamy ponad 6 godzin. Techniki Shinden-ryu są trochę inne niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Przede wszystkim zaczynamy rozumieć dlaczego japońskie pływanie ukształtowało się w ten, a nie inny sposób. Przy dużych falach, bez sprzętu do którego jesteśmy obecnie przyzwyczajeni (np. okularków), trzeba było umieć przepłynąć duże odległości w ekonomiczny i rozsądny sposób. Pływacy od razu rzuciliby się na kraul ratowniczy, ale uwierzcie mi – próbowałem. Japońskie techniki są znacznie bardziej skuteczne.
Nagrywamy sporo ujęć dla telewizji. Bierzemy też udział w przykładowej akcji ratowniczej w stylu Nihon Eiho.
Nasz reżyser bardzo chce mieć ujęcia pracy nóg pod wodą. Okazuje się, że słabo pływa, więc trochę ryzykuje życiem „dla sztuki”. My serca mamy już w gardle. 😉 Wieczorem czekają nas kolejne atrakcje. Śpimy w akademiku na matach tatami w prawdziwie japońskim stylu. Mamy małą imprezkę, grillujemy lokalne owoce morza, puszczamy japońskie fajerwerki. Zastanawiamy się czy by nie zostać tam na dłużej.![Hanabi, czyli japońskie fajerwerki. Takie nasze zimne ognie, ale też sporo innych rodzajów. [fot. Aiko Tachi]](https://paulpipers.pl/wp-content/uploads/2017/11/20945227_10154873988165959_774495988_o.jpg)
Hanabi, czyli japońskie fajerwerki. Takie nasze zimne ognie, ale też sporo innych rodzajów. [fot. Aiko Tachi]
Etap 3: Biorą się za nas na serio – intensywne treningi w Keio University
Tak jak pisałem wcześniej, zaczeliśmy bawić się w japońskie pływanie głównie dzięki filmikom z youtube. Jeżeli jednak miałbym wskazać jedno nagranie, które pomogło nam najbardziej, byłby to filmik przygotowany przez pływaków z Keio University. Była to dla nas prawdziwa encyklopedia i dzięki niej w ogóle mogliśmy zacząć. Ucieszyliśmy się niesamowicie, kiedy dowiedzieliśmy się, że jedziemy trenować właśnie tam.
W Keio czeka nas pierwsza niespodzianka. W najbliższy weekend są Mistrzostwa Japonii w Nihon Eiho i razem z Piotrkiem mamy tam startować. Mamy zdać pierwszy stopień certyfikatu japońskiego pływania. Przez moment staliśmy w osłupieniu, ale bardzo szybko przyszło otrzeźwienie. Zawody są w sobotę, mamy więc trzy dni, żeby się przygotować.
Jak się okazało trenerzy z Keio nie chcieli zostawiać naszego egzaminu przypadkowi. Następne trzy zaplanowane treningi to kobyły, które mają trwać po 3-4 godziny.
W Keio okazuje się też, że mamy fundamentalne braki i nasza praca nóg jest do bani. Najbliższe godziny są więc ostrą orką, pracę nad techniką kopnięcia oraz mobilności bioder, której potrzebujemy bardzo dużo.![Nożyce, nożyce, nożyce. Jeśli czegoś się nauczyliśmy o Nihon Eiho, to to że praca nóg jest tam najważniejsza. [fot. Aiko Tachi]](https://paulpipers.pl/wp-content/uploads/2017/11/20883922_10154873988930959_698399421_o.jpg)
Nożyce, nożyce, nożyce. Jeśli czegoś się nauczyliśmy o Nihon Eiho, to to że praca nóg jest tam najważniejsza. [fot. Aiko Tachi]
Nie samym treningiem jednak żyje człowiek. Przez wspomniane trzy dni mamy okazję dobrze poznać trenerów i zawodników. Rozmawiamy trochę o Polsce i Japonii, o zwyczajach i pływaniu. Bardzo ich lubimy.
Etap 4: Jedziemy na zawody Nihon Eiho do Nagano!
Ostatni etap naszej podróży jest najbardziej ekscytujący. Zawody w Nihon Eiho przebiegają bowiem trochę inaczej niż zawody pływackie w Polsce, do których jestem przyzwyczajony. Tu oceniany jest styl i technika, zamiast prędkości. Trochę jak w gimnastyce sportowej przyznawane są noty za styl. Niepotrzebne chlapnięcie, punkt w dół. Zatopiona głowa, zabieramy kolejny punkt. Jakość pływania trzeba pokazać na dystansie ok. 15 metrów – to naprawdę bardzo mało czasu żeby pomyśleć o technice, co dopiero złapać flow.
Taka formuła była dla nas bardzo wymagająca (i stresująca), ale koniec końców udało się zdać. 😉
Na szczęście egzamin był na początku zawodów, więc pozostały czas, już na pełnym ludzie spędziliśmy na oglądaniu widowiska i poznawaniu ludzi. Społeczność skupiona wokół Nihon Eiho jest niesamowita i nawet czasami udało nam się dogadać mimo ewidentnej bariery językowej. 😉
No i na koniec zdjęcie z ekipą, z którą byliśmy chyba najbliżej – Keio University. Szczególne podziękowania za wsparcie i zaufanie. Dużo się dzięki Wam nauczyliśmy i mamy nadzieję, że zobaczymy się już wkrótce!Etap 5: Co dalej?
Wyjazd do Japonii był dla nas wielką przygodą. Na pewno mieliśmy wiele szczęścia, że mogliśmy tam pojechać, poznać tylu ludzi oraz dyscyplinę pływania z ponad 400 letnią tradycją. Obecnie czujemy sporo odpowiedzialności za to, żeby Nihon Eiho nie zniknęło na kartach historii. W związku z tym planujemy uruchomić regularne zajęcia w Warszawie. Na pewno chcemy też zrobić parę pokazów slajdów z naszej wycieczki.
Największym projektem jest jednak plan ponownego wyjazdu do Japonii, na obóz podobny do naszego. Nie chcemy tam jednak pojechać sami. Aktualnie myślimy o tym, jak zebrać drużynę i większą ekipą jeszcze raz ruszyć do kraju Nihon Eiho. Jeśli chcecie do nas dołączyć, albo wesprzeć – dawajcie znać!
Aktualne wydarzenia związane z tradycyjnym japońskim pływaniem będzie można złapać śledząc:
- mój fanpage: https://www.facebook.com/paulpipers/
- fanpage Klubu Sportowego Mako: https://www.facebook.com/klubsportowymako/
- oraz mój blog.
Do usłyszenia wkrótce!
PS Szczególne podziękowania dla Aiko Tachi, która nie pozwoliła nam zaginąć bez znajomości japońskiego! 🙂
super przygoda – miło się to czyta, tak miło, że już się mentalnie zapisałem na wyjazd do Japonii
Kuba dawaj z nami. 🙂
pływanie to najlepszy sport świata, a w Japonii to już w ogóle ; )