Kiedy sam jeszcze byłem zawodnikiem nie poświęcałem zbyt wiele czasu rozmyślaniom nad kalendarzem zawodów. Każdy z nas wiedział, że Mistrzostwa Polski są dwa razy w roku, po drodze jest parę Grand Prix, a jak sezon na prawdę dobrze pójdzie, to jest szansa na jakieś zawody międzynarodowe. O wyborze zawodów mocno decydowały też finanse i odległość od miejsca zamieszkania. I to w zasadzie tyle. Nigdy nie musiałem zbyt wiele się tym przejmować i nie uświadamiałem sobie, ile pracy trzeba włożyć, żeby ułożyć dobry kalendarz zawodów na cały sezon.
Od kiedy jestem w Victorii, coraz bardziej uświadamiam sobie, że diabeł tkwi w szczegółach. Prosty kalendarz zawodów – coś co dla mnie zawsze „po prostu było”, tutaj traktowany jest serio i dobierany do potrzeb zawodników. Jak wszędzie na świecie są tu pływacy mocni i nieco wolniejsi, starsi i młodsi, pewni siebie i nieśmiali, a na dodatek dochodzą standardy czasowe, bez których nie można startować w niektórych konkurencjach. Traktowanie ich wszystkich po równo byłoby więc mało logiczne z punktu widzenia programowania treningu.
Popularną metodą stosowaną tutaj w Pacific Coast Swimming jest 1-3-2. Oznacza ona, że każdy zawodnik powinien startować: 1 raz w zawodach trudnych, 3 razy w zawodach na własnym poziomie i 2 razy w zawodach łatwych.
Zawody trudne to takie, w których pływak musi wystartować na prawdę wybitnie, żeby chociaż dostać się do finału. Polskim odpowiednikiem jest na przykład udział zdolniejszych juniorów w MP Seniorów. Wiele razy widzieliśmy już przecież młodych aspirujących, którym udzieliła się atmosfera seniorskiej imprezy i popłynęli tam zadziwiająco dobrze.
Zawody na własnym poziomie to takie, w których pływak jest w stanie być co najmniej finalistą. Są to zazwyczaj imprezy docelowe na koniec sezonu, z optymalnymi warunkami do bicia życiówek.
Zawody łatwe to takie w których zdobycie medalu przez zawodnika nikogo specjalnie nie dziwi. Są to zawody służące głównie do zdobywania pewności siebie i uczenia dużej ilości ścigania, również w mniej komfortowych konkurencjach.
Oczywiście 1-3-2 jest to wyłącznie sugestia dotycząca proporcji – w kalendarzu każdego z pływaków znajduje się ok. 12 imprez, więc staramy się znaleźć po 2-6-4 zawody w ciągu sezonu.
Jeszcze jedną kwestią jest finansowanie. Pamiętam, że ze względu na pieniądze nie zawsze udawało się nam wyjeżdżać na niektóre zawody w Polsce. W Kanadzie koszty wyjazdów wydają się być jeszcze bardziej zaporowe – wylot na zawody poza prowincję to przyjemność wahająca się w granicach 2000 kanadyjskich dolarów za jednego zawodnika (nie ma tutaj tanich linii lotniczych).[tippy img=”https://paulpipers.pl/wp-content/uploads/2015/10/1-Untitled-design.jpg”]Wyobraźcie sobie jak ciężkie życie mają zawodnicy z Whitehorse w prowincji Yukon. Są jedynym klubem w tej położonej prawie na końcu świata prowincji, a na KAŻDE zawody muszą lecieć co najmniej 2000 kilometrów. Nie organizują nawet swoich Mistrzostw Prowincji – bo dla kogo? ;)[/tippy] W związku z tym na kalendarz zawodów patrzy się również z punktu widzenia pieniędzy. Zawsze staramy się mieć pewność, że zawodnik będzie mógł zapłacić za wyjazd na swoje najważniejsze zawody w sezonie, a cała reszta imprez dobierana jest również z myślą o finansach.[tippy img=”https://paulpipers.pl/wp-content/uploads/2015/10/2tippy.jpg”]Tu akurat zawodnicy z Victorii mają sporo szczęścia. Większość klubów w British Columbii znajduje się albo na wyspie albo na wybrzeżu. Tu odbywają się też prawie wszystkie imprezy. W związku z tym koszty dojazdu nie są jakieś przerażające.[/tippy]
Napisane przez: Paweł RurakZobacz też:
Nowe barwy klubowe
Projekt Kanada