W sobotę mieliśmy święto. Po dwóch miesiącach jedzenia bułkopodobnego czegoś, co Kanadyjczycy nazywają chlebem, z piekarnika wyjęliśmy swój pierwszy bochenek. Dzielimy się tą małą (wielką!) radością.
Wszystko zaczęło się od przygotowania zakwasu. Bąbelki i kwaskowaty zapach dawały nadzieję, że to może naprawdę się udać!
Po kilku godzinach wyrastania ciasta, było ono gotowe, by znaleźć się w piekarniku.
I wreszcie jest! Jeszcze trochę ciepły, pachnący, z chrupiącą skórką, jakże przyjemny w dotyku, pyszny. Po prostu chleb.
Pozdrawiamy Annę (vel „szkołę wiedeńską”), z której przepisem i wskazówkami, to przedsięwzięcie musiało się udać! I oczywiście idziemy na kanapkę.
Jadłabym!
Fajna blacha, lubię takie szerokie.
Jaką proporcję mąki daliście?
Wymieszaliśmy pełnoziarnistą pszenną z orkiszową w proporcji 5:2. Na razie nic nie będziemy zmieniać, eksperymenty zaczniemy po kilku udanych bochenkach 😉
Lol, nie wiem, jak ja czytalam ten post, ze dopiero teraz zobaczylam, ze jest tez filmik! Fajnie! Ciasto w porzadku, nie moze byc za geste ani za rozwodnione, niech tak sie ciagnie. Zakwas po dwoch chlebach na pewno juz dobry.
Haha, specjalnie dla Ciebie filmik opublikowany, mimo że nie mogłam znieść, jak zaciągnęłam po suwalsku 😛 Zakwas już jest bardziej mięsisty, ciągnie się, już mnie zadowala jego gęstość.
Kurczę, jak już nawet chleb tam potraficie robić, to już nie wrócicie :-(.
Marek, Twój następny komentarz ma być optymistyczny! 😉 Jedno jest pewne, że jak wrócimy, to chleb też będziemy piec i jeść swój. A musieliśmy aż za ocean pojechać, żeby się tego nauczyć. Pozdrowienia!
Aniu, proszę podeślij przepis na chleb + na zakwas też i takie sensowne praktyczne uwagi dla debiutantów
Podeślę!